Miałam dziś koszmarny dzień. Nic mi się nie udawało. Zawaliłam sprawdzian. Nie potrafiłam się skupić. Intuicja podpowiadała mi, że coś złego się z nim dzieje. A przecież kobiety mają ten szósty zmysł. Czułam sie odpowiedzialna za niego. Wiem, że nie działo się za dobrze w jego domu. Wiem też, że było mu strasznie ciężko po stracie matki. Z tego powodu też brał narkotyki i pił. Nie radził sobie z problemami. Był taki zagubiony. Nie miał tej najważniejszej osoby, która by nim pokierowała, zopiekowała się nim. Zdany na siebie nie rozumiał wielu spraw, zdarzeń które mu się przytrafiły.
Czemu sie w nim zakochałam? Pomimo tego co go spotkało, tylu przykrych doświadczeń, potrafił być naprawdę czuły. Niewiele osób znało go od tej strony, bo przy kolegach udawał twardziela. Jeszcze przy nikim tak bezpiecznie się nie czułam, jak przynim. Ale przyrzekłam sobie, że nie powiem mu o swoich uczuciach. Nie potrafiłabym sobie wybaczyć gdybym go w jakikolwiek sposób zraniła.
W drodze ze szkoły dostałam smsa. To było od niego. Napisał tak jak przypuszczałam, że jest z nim źlee i przeprasza jeśli zrobi coś głupiego. Zrobiło mi się ciepło, a do oczu napłynęły łzy. Zaczęło mi szumieć w głowie. Pobiegłam do jego "domu" choć raczej tego domem nie można było nazwać, raczej budynek, ruina, w której musiał mieszkać. Drzwi były jak zwykle otwarte. Weszłam do środka. Nie miły zapach otoczył mnie zewsząd. Butelki po piwach, wódce i tanim winie walały się po kątach. Pomyślałam, że to pewnie sprawka jego wyrodnego ojca i tak samo zachlanych kumpli. Zrobiłam pare kroków na przód i ujrzałam go, siedzącego na łóżku. Wszędzie pełno krwi, błyszczacy nóż w jego ręce. Zrobiło mi się słabo, ledwo trzymałam się na nogach. Podbiegłam do niego. Cała drżałam. Wyjęłam mu z rąk nóż i odłożyłam na stół.
Poszłam poszukać jakiegoć opatrunku, choć cięćko bylo o to. W koćcu znalazłam. Dalej siedzial w tym samym miejscu, w tej samej pozycji, jakby zachipnotyzowany, nie zauważał mnie. Jedyny ruch jaki dostrzegłam to spływające łzy po jego policzkach. Opatrzyłam mu rękę tym co znalazłam. Próbowałam go pocieszyć, dowiedzieć się o co chodzi. Nie reagował. Skulił się pod ścianą. Wtedy wpadłam na pomysł. Zebrałam się na odwagę i mocno się do niego przytuliłam. Wyrywał się ale nie dałam za wygraną. W końcu uległ. Odezwał się:
- Muszę coś wreszcie zrobić, bo inaczej jeszcze bardziej zwariuję.
Przybliżył się do mnie, nasze wargi zetknęły się ze sobą. Trwało to chwilę, a dla mnie, dla nas, jakby czas sie zatrzymał.
To wszystko było tak pokomplikowane i trudne. Byliśmy wolni, a przecież ograniczało nas praktycznie wszystko. Moi rodzice wciąż powtarzali "Ten chłopak to narkoman i pijak, on już jest skończony. Nie warto mu nawet pomagać". Nie zgadzałam się z tym. Ale moje zdanie się nie liczyło. Oni wiedzieli wszystko najlepiej.
Kochałam go, a on kochał mnie. Wiedzieliśmy jedno na pewno, że nie możemy być razem...
Szkoda ale takie jest życie raz jest dobrze a raz żle. Każdy ma chwile gorsze, a żyć trzeba i czekać także na swoje szcęście.
OdpowiedzUsuńJak się kogoś kocha to szczerze i z oddaniem<33
OdpowiedzUsuńNa 100 nie
OdpowiedzUsuńCo na 100 nie?
UsuńNie kocha sie kogoś szczeże i z oddaniem
OdpowiedzUsuńCzemu tak myslisz?
Usuń